Jan Klemens Branicki w Warszawie dla szpanu posiadał dwie paradne karety, ale największa wozownia była w Białymstoku, tu przecież na dworskie uroczystości zjeżdżał cały ówczesny możny świat.
Hetman szczególnie dumny był z karety nowej białostockiej roboty, która miała pudło lakierowane na perłowo. Modnym kolorem ówczesnych roczników był jednak zielony. W białostockiej wozowni Branickiego stały aż cztery karety pomalowane na tenże kolor. Właśnie w Białymstoku miał hetman swoją największą wozownię. Tu przecież na dworskie uroczystości zjeżdżał cały ówczesny możny świat.
Gdy były ciepłe miesiące, to jedną z atrakcji była przejażdżka do Choroszczy. Wyprowadzano więc z wozowni wszystko. Wśród wielu pojazdów było dziesięć kolasek. Do tych niewielkich powozików sadowić się mogły po dwie osoby. Profesor Elżbieta Kowecka, znawczyni hetmańskiego majątku, tak je opisywała. Były wśród tych kolasek "nowa paryska, wybita pstrą plisią (plisia – plusz, tkanina półwełniana o wysokim włosiu) lakierowane na perłowo, kolaska nazwiskiem królewiczowska, zieloną plisią wybita, na 3 osoby, a także kolaski wybijane plisią pąsową i niebieską”. Ciekawostką XVIII-wiecznej motoryzacji były brouette i vinaigrette. Cóż to takiego? Brouette to "wózek skórą czerwoną wybity na trzech kółkach z Turczynkiem”. Czasem zamiast owego Turczynka zaprzęgano do tego pojazdu kucyka. Drugi z pojazdów był "krzesełkiem na trzech kółkach”, które popychało się z tyłu. I znów w roli silnika występował Turczynek. W 1749 r. hetmanowi zamarzył się model, który widział u króla Augusta II. Postanowił więc go zamówić "u umiejącego doskonale tę robotę” warszawskiego rzemieślnika. Miał jednak pomysł na ulepszenie tego brouette służącego "do promenady”. Rozważano, więc "czy dla większej wygody mógł być w samym siedzeniu stolec”, czyli limuzyna z … sedesem!
Hetman z uwagą śledził rynkowe nowinki. W 1744 r. otrzymał od szwagra, wojewody podlaskiego i podskarbiego koronnego Karola Sedlnickiego przywiezione z Paryża "abrysy” najnowszych modeli paryskich karet. Branicki był człowiekiem praktycznym. Najpierw patrzył, czym jeździ się w świecie, a następnie polecał zbudować sobie taki pojazd w Białymstoku. W 1749 r. zatrudniony dekorator i snycerz Contessa zrobił hetmanowi projekty karet, opierając się na paryskich modelach. Narysował więc ozdobne boki karety, zaprojektował gałki u drzwiczek i inne elementy. A Branicki w międzyczasie nakazał kupno w Gdańsku kryształowych szybek.
W 1752 r. hetman postanowił jednak kupić w Paryżu gotowy, najnowszy model karety. Znad Sekwany wieziono ją statkiem do Gdańska, a dalej Wisłą, na łodzi spłynęła do Warszawy. Jakiż podziw wzbudził ten pojazd, gdy wreszcie dotarł do Białegostoku! Ciągnęło go 6 koni ubranych w paradne szory. Branicki śledził wszystkie nowości na karetowym rynku.
Gdy w 1755 r. doniesiono mu, że w Wiedniu jest do kupienia kareta za 1000 dukatów, to natychmiast wysłał tam swoich umyślnych, aby ją obejrzeli. Zrezygnował z jej zakupu, gdy dowiedział się, że model sprzedawany nad Dunajem jest identyczny z tym, który już posiadał.
W 1758 r. hetman zaangażował uznanego w Warszawie malarza Łukasza Smuglewicza, aby ten ozdobił mu karetę "chińską techniką”. Ówczesna chińska technika dawała gwarancje jakości, nie to co dziś. Wiadomo było, że lakier nie oblezie po pierwszym deszczu czy słońcu. Smuglewicz owszem malunki potrafił wykonać, ale postawił Branickiemu warunek, aby chiński grunt wykonał jednak oryginalny Chińczyk. Toż to była prawdziwa globalizacja! W tym samym roku Branicki zobaczył u francuskiego arystokraty hrabiego de Broglie karetę, która wywarła na nim ogromne wrażenie. Zapragnął takiej samej. I najlepsi rzemieślnicy wykonali mu w Warszawie taką sama.
Niezwykłą karetę sprawił sobie hetman w 1766 r. Zamówił ją u "Mr. De Dzuili w Linevillu”. A przecież Luneville była siedzibą Stanisława Leszczyńskiego, którego Branicki był zajadłym przeciwnikiem. Cóż, widać, że sympatie polityczne to rzecz jedna, a najnowsze modele karet to sami panowie to przecież wiemy. Prawda? Ostatnim pojazdem hetmana była "karetka paryska”, która przypłynęła z Francji do Gdańska w 1770 r. Jak widać, w XVIII wieku nad Białką wyraźnie preferowano marki francuskie. Jak było później?